20 maj 2011

4. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie – Joe Hisaishi


Proszę szanownych państwa, Joe Hisaishi dał czadu. W pełni zasłużył na liczne, głośne, stojące i siedzące oklaski i okrzyki. Niezmordowany 61-latek dyrygował, grał na fortepianie… ale wszystko po kolei.

Mononoke-Hime - Journey To The West


4. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie raz jeszcze odbywa się w hali ocynowni ArcelorMittal Poland, w Hucie znaczy się. Miejsce to jest znacznie lepsze od błoń, gdzie pada deszcz, wieje wiatr, demoluje scenę i warunki cieszenia się widowiskiem. Ponadto tą porą koncerty na Błoniach konkurowały z Juwenaliami na miasteczku, co szczególnie można było odczuć w czasie koncertu w 2009. Gdy tylko partytury z „Pachnidła” przycichały można było usłyszeć radosne śpiewy pijanych studentów uzbrojonych w mikrofon.
Hala ma świetną akustykę, dach i wielki ekran, na którym mimo utraty synchronizacji bardzo przyjemnie oglądało się wykonawców z wielu kamer (więcej niż rok temu). W tym roku również obyło się bez nadmiernego gadania. Po uroczystym wstępie, żenującym żarcie prowadzącego i okazałej liście sponsorów zagrała muzyka i grała aż do końca. Niestety w tym roku (mimo niemałej ceny biletów) obyło się też bez programu koncertu, co zaliczamy jako żenadę numer jeden. Żenadą numer dwa jest fakt, że programy jednak były, tyle że dostępne gdzieś przed wejściem za 10 zł.

Kikujiro - Summer


Joe Hisaishi zaczął od mocnego uderzenia, praktycznie nie znaną mi kompozycją z „Nausicaä z Doliny Wiatru”. Efekt – świetne wejście, muszę zapoznać się z tym soundtrackiem. Jest epa. Następnie rozbrzmiały dość obszerne fragmenty „Mononoke-hime”. Fenomenalne wykonanie, podbite sporym chórem, innymi słowy – rewelacja. Oczywiście tej kompozycji mógłbym słuchać godzinami, ale tu nie wypada marudzić na ilość.
Następnie uraczono nas świetną kompozycją do „Generała” z 1926 roku, którą Hisaishi napisał w 2004. Po tym przyszedł czas na serię filmów Takeshi’ego Kitano, w tym „Brother”, „Hana-Bi”, „Kids Return” i kilka innych. Niestety zabrakło mi tam fenomenalnego „Kikujiro”. Jednakże słuchając „Spirited Away”, „Ruchomego Zamku Hauru”, łatwo było o tym zapomnieć… do momentu w którym jednak pojawiła się i ta kompozycja. Potem przyszedł czas na Ponyo, kwiaty dla Japończyka i owacje na stojąco. Po dłuższej chwili grzmiące oklaski ucichły i na ekranie pojawił się plakat „Tonari no Totoro” i po raz pierwszy w czasie koncertu publika wybuchła radosnymi okrzykami zanim jeszcze orkiestra zaczęła grać.

Spirited Away – Dragon Boy


Joe Hisaishi zrobił na mnie wielkie wrażenie. Nie jest może aż tak, żwawy jak siedem lat młodszy od niego Tan Dun, ale wzbudza równą sympatię i entuzjazm. Ponadto wykazał się imponującą wytrwałością, na przemian dyrygując i grając na fortepianie (czasem „kombinując” ze swoimi kompozycjami w ciekawy sposób), w pewnym momencie można było wręcz zobaczyć krople potu spadające z genialnego czoła. Wszystko to składa się na jeden z dwóch najlepszych koncertów w ramach czterech edycji Festiwalu (a przynajmniej takie są moje wrażenia na gorąco). Masa materiału, świetna realizacja, dużo grania i mało gadania. Mógłbym powiedzieć, że troszkę zabrakło mi „Dragon Boy” przy okazji „Spirited Away”, ale grzechem byłoby kręcić nosem przy tak obfitym repertuarze. Więc pomijając karnego wiecie-co dla organizatorów za żenadę z programem, wzorowa robota i wysoka poprzeczka dla dzisiejszego koncertu „Final Fantasy”.

8 maj 2011

Planescape: Torment - soundtrack

Uwaga! Album udostępniony w sieci za darmo!

Zabrało mi dziś parę godzin znalezienie odwagi do napisania tej notki. Jej widmo ciążyło na mnie już od dawna. Było tak wyraziste, że w zeszłym tygodniu techniką wyparcia autentycznie zapomniałem o jej przygotowaniu.

Wiele już mówiono o soundtracku do Tormenta. Głównie w superlatywach a opinie, jakoby to był „najlepszy z soundtracków do gier komputerowych / gier cRPG” nie były rzadkie, choć raczej bym się z nimi nie zgodził.

Sama gra była dla mnie zawsze bardzo ważna. Na tyle, że OST przesłuchałem wzdłuż i wszerz i dotychczas nie wykorzystywałem go na sesjach. Za dużo skojarzeń. Nie zmienia to faktu, że będąc muzyką co prawda szalenie charakterystyczną jest też bardzo udaną zbitką króciutkich kawałków, zdatnych do wykorzystania jako muzyka chwili. Niespełna pięćdziesiąt pięć minut można skrócić do połowy godziny złożonej z rarytasów – a trzeba przyznać, że występują utwory przeciętne, a nawet bardzo słabe. Szczęśliwie, najsłabsze ogniwa nie dostały się do gry (Morte Theme, Morte Theme Alternate, Smoldering Corpse Alternate).

Wydaje mi się, że także przez niewykorzystanie w grze utworów Good Ending i Neutral Ending popularna jest w sieci opinia, jakoby gra miała posiadać alternatywne zakończenia, których nie zdążono zmontować. Czy tak jest w istocie – nie wiem.

Słabą stroną albumu jest wyraźne działanie syntezatorów. Nawet Deionarra, jeden z najbardziej znanych i lubianych utworów, wyraźnie został „wyśpiewany” przez klawisze. Cechą charakterystyczną są jednak niepowtarzalne „instrumenty” (brzmienia?) perkusyjne i dosyć nachalne wplatanie motywu głównego. Ta konsekwentność jednak umożliwia tym bardziej złożenie z grupy podobnych utworów fajną muzykę sceny (zwłaszcza ciekawe są battle tracki), a nawet tła – choć ku temu trzeba wpierw nieco się nasłuchać i poselekcjonować. Szczęśliwie nie ma faktycznych wokali, choć pozory chórów pojawiają się często.

Jako, że album można pobrać za darmo, pozostaje go polecić. Mark Morgan odwalił genialną robotę. Richard Band, odpowiedzialny (odpowiedzialni? Nie wiem, czy to nazwisko, czy nazwa grupy) za Smoldering Corpse Bar (przegenialny utwór stworzony na potrzeby dziwacznej gospody) i Credits (z niezrozumiałego powodu zalatujący Bliskim Wschodem, niemniej naprawdę udany) – jeszcze lepszą.

Warto obadać. Jeżeli Wasz team nie zawiera fanów gry, powinniście znaleźć użytek.

Szczególnie warte uwagi:

01 - Main Title

03 - Deionarra Theme

04 - Dak'kon Theme
05 - Annah Theme

06 - Ignus Theme

09 - Vhailor Theme
17 - Sigil Battle
20 - Modron Cube Battle

21 - Fortress Battle
24 - Smoldering Corpse Bar

30 - Ravel's Maze
32 - Fortress Of Regrets

33 - Bad Ending
34 - Neutral Ending

35 - Good Ending
38 – Credits

6 maj 2011

Dwa Poranki

Dziś będzie trik, nie tylko polecanka. Choć przykład jest bardzo konkretny, to pamiętajmy, że wiele soundtracków serwuje nam ten sam temat na kilka różnych sposobów.



Joe Hisaishi - The Legend Of Ashitaka


Z początku ciemność jest zupełnie nieprzenikniona, gęsta jak atrament. Ale z minuty na minutę zaczyna wyłaniać się czarny kształt na ciemnogranatowym tle. Krawędź dachu, gdzieś w dalszym tle korony drzew. Wszystko nabiera dokładniejszych kształtów, gdy pojawiają się błękity, czerwień i fiolet. Las, dom, uliczka, aż wyłania się słońce (1:08) i zalewa wszystko złotem, czerwony dach zdaje się niemal płonąć, ciepłe promienie prześwitują przez cienki papier shoji. Wraz z świtem, do życia budzi się miasteczko...

Tak zaczyna się sesja. Sielankowy poranek, chłopi ruszają do swoich chłopskich zajęć, samuraje do swoich samurajskich... wiadomo. Ale jakiś czas później następuje kolejna noc. A my zrobimy wrażenie, że w ramach jednej sesji mamy powtórzyć ten sam opis...


Joe Hisaishi - The World Of The Dead II


Raz jeszcze nieprzenikniony mrok nocy zaczyna się rozjaśniać. Ciemnoniebieskie niebo znowu wyłania kształty zabudowań. Powoli robi się coraz jaśniej, widać czerwony dach, wstaje kolejny dzień. (0:30) Widać poszarpane shoji, w części zdemolowane, reszta jest zbrukana krwią. Filar na którym utrzymuje się ta część domu nosi ślady potężnych pazurów. Na podłodze można dostrzec czyjeś szczątki z sztywną dłonią wyciągniętą ku górze, z agonalnie powykręcanymi palcami. Rozlega się makabryczny krzyk chłopskiej dziewczyny, która jako pierwsza odnajduje zwłoki.

Tadam! Koniec sielankowych poranków. Proste i daje okazję by na Graj Muzyką zachęcić do soundtracka z Księżniczki Mononoke.