23 sty 2011

Niedzielna polecanka #21


(Przede wszystkim: tę genialną ilustrację, a raczej - przeciętną ilustrację o genialnych kolorach, znalazłem tutaj: link.)

Nie powiem, żeby film Wspomnienia Gejszy był dla mnie wybitnym źródłem inspiracji. Amerykańska produkcja z Chinkami grającymi gejsze to ciekawy pomysł, ale nie znam gracza, którego interesowałoby dążenie dziewczynek do zostania ludzkimi dziełami sztuki.

John Williams przy tym nie krępował się, mieszając muzykę orientalną z typowo amerykańskimi dźwiękami orkiestry i smyczków. Muzyka ta, zazwyczaj melancholijna, oscyluje więc między „tradycją” (niektóre utwory wręcz nawiązują do „klasyków” amery-orientu, w tym do soundtracku z Ostatniego Cesarza - chyba nie oczekiwaliście inspiracji czymś japońskim?) a amerykańskim pitoleniem filmowym (tak, tym, które zawiera 90% filmó Epickich).

Poniższe przykłady są moim zdaniem najbardziej reprezentatywne, wszystkie też bazują na konkretnym „main themie”.

Mój plan: wykorzystać charakterystyczną melodię główną i przy pomocy reszty soundtracku móc bawić się jej różnymi aspektami. Doczepić do ważnego NPCa (Kobiety? Gejszy? Czemu nie) i zmieniać zgodnie z przebiegiem sesji.

Przykłady:

1. Przedstawienie postaci otoczonej mgłą, wkroczenie na scenę

2. Melancholia, dramatyczna opowieść, przygotowanie do questgivingu

3. Postać porwana lub w niebezpieczeństwie, gracze odnajdują zaginionego NPCa (wpierw opis, napięcie, czy żyje, czy nie spóźniliście się?: wreszcie ulga, odnalezienie, melodia główna)

4. Scena bardziej dynamiczna, zawierająca element akcji


Co w gruncie rzeczy daje pomysł na sesję. Kliszę, owszem. Ale ubierając w ładny kostium i wybór moralny wychodzi całkiem strawne ruszenie na pomoc porwanej gejszy, która prosiła drużynę o ochronę przed samurajem, dawnym kochankiem.

Swoją drogą: poszukuję chętnych do współtworzenia bloga. Terminy i forma dowolne, duża swoboda i zero presji.

2 komentarze:

  1. Genialna galeria!

    Co do Gejszy - to całkiem przyzwoity OST, nawet nie nazbyt autoplagiatorski, co się Williamsowi zdarza :)

    Co sądzisz o "The Fire Scene And The Coming Of War"? IMO fajny klimat wprowadza. Niestety pod koniec mam wrażenie, że słucham OST z Ataku Klonów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W "The Fire" jedynym ciekawym elementem jest dla mnie desperacki wokal. Można wręcz go wyciąć i wrzucić do sceny przedbitewnej. A później jest, cóż, jak zawsze w Hollywood. Równie dobrze mógłbym włączyć muzykę z Jak Wytresować Smoka i nie zauważyłbym, że to nie ten album. ; )

    OdpowiedzUsuń