10 lis 2010

Minizarys - Garmarna


(Dziś – mam nadzieję, że wyjątkowo – krócej. Czas mnie rozszarpuje.)

Garmarna przeszła ewolucję podobną do irlandzkiego Clannadu – im wcześniejszy etap twórczości, tym bardziej zbliżony jest do radosnego folku, nieraz sięgając do utworów tradycyjnych. Im utwory nowsze, tym więcej w nich elementów nowoczesnej elektroniki. Różnica jednak tkwi w wielkości dorobku – grupa ze Szwecji wydała jedynie kilka niezbyt popularnych albumów.

Jako jednak, że irlandzki folk na sesji potrafi nastręczyć trudności (o czym mam nadzieję napisać przy jeszcze innej okazji), Garmarna na moich sesjach pojawiła się kilka razy jako jej ekwiwalent. Pomysł nie spotkał się z ciepłym odbiorem – niestety grupa nie jest niepowtarzalna i charakterystyczna, większość jej utworów to przeciętniaki, których da się słuchać, nie wybijają się jednak z ogólnie akceptowalnego „ludowego rzępolenia”, czyli wręcz standardowych melodii na skrzypce, bębny i – głównie niski, kobiecy – śpiew. Damn, tu nawet gitar za wiele nie ma.

Tu zresztą pojawia się największa siła zespołu – chociaż utwory sprawiają wrażenie minimalistycznych (używam tego sformułowania z wielkim lękiem, gdyż być może nie postrzegam go w sposób właściwy) i prostych, otrzymujemy dużo kawałków w sam raz na odzwierciedlenie muzyki umotywowanej w świecie gry. Jeżeli mamy ochotę umiejscowić w lokalnej gospodzie grupę bardów, a przy tym uniknąć skojarzeń z Riverdance, tu możemy znaleźć rozwiązanie.

Słynny Herr Mannelig, grany i śpiewany po obu stronach Bałtyku. Wykonanie ortodoksyjne:

Skoczne, radosne kawałki:




Przykład elektronicznych inspiracji, na czele ze świetnym Euchari:


Oraz kawałek dość dziwny, aczkolwiek ciekawy do potencjalnych scen umiejscowionych w grotesce:


I jeszcze jedno - czy tylko ja uważam, że omawiany zespół ma przerażającą aparycję? : )

1 komentarz: