24 lis 2010

Panta rhei, czyli Clannad


Clannad jest pierwszym zespołem wykonującym muzykę irlandzką, jaki poznałem. Jeszcze jako dziecko słyszałem, jak z kaset magnetofonowych odtwarzali go rodzice. Powrót doń nastąpił, gdy usłyszałem w Radiu Rivendell śliczny kawałek:


Jak się jednak okazało, zespół funkcjonował w latach 1973 (!) - 99. Utwór powyższy znajduje się na albumie z '74, drugim z siedemnastu (!). Ładnie, prawda? Niestety, bardzo często albumy powielają starsze utwory lub same w sobie stanowią składankę w stylu „the best of”, przez co ilość utworów do przekopania się, choć dalej znaczna, nie jest zatrważająca.

Powołując się na wpis z zeszłego tygodnia, Clannad realizuje oba nurty charakterystyczne dla muzyki irlandzkiej, jednak później – od lat osiemdziesiątych – następują przemiany. Wpierw, moim zdaniem w pełni nieudana, próba łączenia tradycji (a warto wiedzieć, że kapela zwłaszcza u początku istnienia grała sporo tradycyjnych utworów) z instrumentami pokroju saksofonu. Okres nie dość, że najsłabszy muzycznie, to jeszcze dla braci RPGowej całkowicie bezużyteczny – po prostu nie ma, gdzie go wcisnąć. Przypadkowy użytkownik serwisu LastFM powiedział: „Everything they play before Fuaim (album z '82 – aure) is amazing. Then they go all poppy and new-agey and it sucks :(”. Nie zgadzam się z tą opinią, ale macie wyobrażenie, jak bardzo zmieniał się ich styl.

Okres tradycyjny, pierwszy, jest najbardziej reprezentatywnym zbiorem utworów zdatnych do wykorzystania w każdej sesji fantasy bazującego na czasach minionych, zwłaszcza średniowieczu. Bez większych bólów możemy znaleźć utwory do tańca i do popijańca karczemnego. Jako muzyka tła utwory te zawodzą, dobrze jednak nadają się do konwencji z wyraźnymi elementami sielanki (nie mogę się doczekać, by je przetestować w Evernight – w Warhammerze to jednak nie było to samo ; )). Niektóre utwory, choć melancholijne, nie budzą grozy czy napięcia – właściwie cały ten nurt wręcz prosi się o hobbitów z fajami i ziołami.

Po okresie drugim, „saksofonowym”, następuje faza trzecia, uzupełniająca i bardziej radykalna, w której to z tradycji pozostaje właściwie jedynie radosny nastrój. Jest to już typowa. newage'owska elektronika, której faktycznie towarzyszy nieco „irlandzkich” utworów, jednak serce pozostaje nieco sztuczne. Wadą tej fazy jest nieprzystawanie do obrazu hobbita z ziołami, jednak da się ją wykorzystać jako przeniesienie sielanki do przyszłości, także do sf. W ostateczności można też próbować dodać garść utworów do składanek wiążących się z ugrupowaniami mistycznymi, są jednak zespoły, które nadadzą się ku temu znacznie lepiej.

Zdecydowana większość utworów jest wykonana z tekstem irlandzkim, choć nie brakuje i kawałków angielskich. Wyśpiewane głównie przez Máire Brennan (nie chce ktoś może zasponsorować mi kwoty 100 pln na jej koncert w poznaniu 30 listopada? ; )), część przez późniejszą gwiazdę Enyę, rzadziej – i znacznie mniej ciekawiej – śpiewają samcy, utworów tych jednak zdecydowanie nie lubię.

Instrumenty nie są zbyt skomplikowane – wpierw flet, gitary i rzadkie instrumenty perkusyjne, później saksofon, wreszcie, w ostatniej fazie, sporo klawiszy.

Muzyka tła: 2/5 – można, ale brzmi to sztucznie. O ile nie prowadzimy dark fantasy czy systemów futurystycznych, raczej nie zniszczymy sesji, ale czy warto ryzykować?;
Muzyka obszaru: 4/5 – sielanka! Prawie całą twórczość można do tego sprowadzić. Świetny materiał na składanki takie jak „karczma, muzycy na festynie, radosna knajpa przyszłości, Shire, te cholerne elfy, obozowisko, rozładowanie napięcia, chwila wytchnienia”. Doskonały równoważnik ciężkich smętów, które opisywałem dotychczas;
Muzyka przygody: 3/5 – podczas tworzenia scenariusza będziemy mogli wykorzystać bardzo dużo utworów, jednak w bardzo wąskim zakresie. Utwory słabe przy improwizacji, jednak jeżeli zamierzasz ulokować w swojej przygodzie scenę kojarzącą się z wytchnieniem czy naturą, znajdziesz tu k20 kawałków, które Ci się przydadzą;
Muzyka drużyny: Tak.

Nurt tradycyjny:








Może nie uwierzycie, ale jest tu nawet jeden bardzo dobry battle track, element soundtracku do któregośtam Robin Hooda...

...sensowny tym bardziej, jeżeli przepuści się go przez Audacity:


Nurt nowoczesny:



1 komentarz:

  1. Ach, "Clannad"! Pamiętam ten zespół takoż z nagrań kasetowych, i również kojarzy mi się z filmem o Robin Hoodzie. ;-)

    OdpowiedzUsuń