Przed Wami ciąg dalszy RPGowego Alfabetu, tym razem bardziej futurystyczny, cyberpunkowy klimat :)
Red Alert.
Red Alert.
Blade,
lodowate światło księżyca padało na metalicznie połyskujące drzwi do
opuszczonego, trzypiętrowego budynku w dokach… Porywisty wiatr na zmianę
kołysał zardzewiałymi skrzydłami. Unoszący się wszędzie gęsty, siwy dym niczym
kręty, mleczny dywan prowadził prosto do środka. W ciemność. Z półmroku
wynurzała się wisząca na suficie malutka żaróweczka… Ostatnimi podrygami
próbowała oświetlić wnętrze pomieszczenia. Liche, żółte światło co rusz gasło i
świeciło na przemian… Bzyczenie, mruganie, ciemność, światło… HUK, DYM, PEŁNO
SZKŁA… znów ciemność.
Kilkadziesiąt par czarnych
wojskowych butów szybkim marszem nadciągało w stronę zrujnowanego budynku.
Wyłaniające się z mgły twarze antyterrorystów wyrażały absolutną obojętność.
Nastawieni na jeden cel, gotowi na śmierć, niezastąpieni, jedyni. Miasto, masa,
maszyna. Bezlitośni wobec odmieńców. Zacinający deszcz dopełniał atmosfery
wiecznego mroku na ulicach miasta. Rozpryskujące się pod każdym krokiem mętne
kałuże stopniowo zwiększały swoją objętość. HUK, zardzewiałe skrzydła
metalowych drzwi gwałtownie załamały się pod wpływem silnego kopniaka. Niczym
rój pszczół brygada wpadła z impetem do środka, rozdzielając się we wszystkie
strony. Widoczny wszędzie gruz pokrywał popękane resztki schodów, prowadzących
na wyższe piętro. W zatęchłym powietrzu czuć było tylko smród siarki. Nie
oglądając się na nic, szukając jednego konkretnego elementu, Jaxon popędził na
górę. Wiedział, że nie ma czasu. Bijący gdzieś licznik z każdą sekundą
przybliżał wybuch ładunku. Uderzający w nozdrza gęsty dym utrudniał widoczność.
Długi korytarz prowadzący prosto do piekła. Nigdzie ani śladu licznika, chociaż
pikanie z każdą chwilą stawało się nieznośnie głośniejsze. Gdzieś z pomiędzy
siwych kłębów ogarniających małe pomieszczenie, powoli wyłaniał się zarys
ludzkiej postaci. Zwinięta w kłębek, mieniła się dziwnym jarzącym światłem,
któremu towarzyszyło coraz głośniejsze odliczanie. Ledwie widoczny trzęsący się
mężczyzna dogorywał w kałuży krwi, pokryty czerwonymi kablami, niczym
współczesna mumia. Pikanie licznika. Ostatnie 15 sekund. Jax nie wierzył
własnym oczom… Czerwone kable… ale wewnątrz skóry, naciągniętej na ciało w
okrutny, nienaturalny, bestialski sposób. I to przerażone spojrzenie
nieszczęśnika, błagające o pomoc. Czerwone cyfry licznika nieubłaganie zbliżały
się do zera. Trzy, dwa,
jeden…
Tak to widzę i życzę miłego odbioru :)
A na dokładkę wrzucam jeden z moich ulubionych kawałków Lord of the Dance - Breakout.
Osada elfów z jakąś grubą intrygą wewnątrz?
A na dokładkę wrzucam jeden z moich ulubionych kawałków Lord of the Dance - Breakout.
Osada elfów z jakąś grubą intrygą wewnątrz?
Ekstra tekst, ma klimat!
OdpowiedzUsuń